Zarząd Oddziału Wojewódzkiego
Stowarzyszenia Emerytów
i Rencistów Policyjnych w Katowicach
Jesteś tutaj Piszą o nas...    /     artykuł Bożeny DUNAT    /     Tekst: Powiększ / Zmniejsz Drukuj stronę
Adres: ul. Lompy 19, 40-038 Katowice

artykuł Bożeny DUNAT

Kaczyński i stare kobiety

Przepisy dezubekizacyjne

nie dotknęły zwyrodniałych

siepaczy służb PRL.

Największymi ofiarami są

staruszki.

 

Jarosław Kaczyński oczekuje, że Trybunał Konstytucyjny uzna pisowską ustawę za

zgodną z konstytucją. Wyroku wciąż nie ma.

 

W złe dni otwiera szufladę Ewa Macek jest wdową. Mąż rozpoczął służbę w Komendzie

Miejskiej Milicji Obywatelskiej w Chorzowie. Zakończył w Katowicach jako naczelnik

V Wydziału Służby Bezpieczeństwa, zajmującego się ochroną gospodarki: kopalnie, huty,

kolej, budownictwo.W 1987 r. po 35 latach służby w stopniu podpułkownika odszedł na emeryturę.Przepracował 40 lat.

Skończyłam prawo i administrację, ale zrezygnowałam z pracy, gdy mąż zaczął chorować na nowotwór. Nie mógł funkcjonować bez pomocy osoby drugiej – opowiada Ewa Macek.

Mieli 4,2 tys. zł brutto. 3,5 tys. zł do wydania.

Był na emeryturze 24 lata, gdy dopadła ich pierwsza ustawa dezubekizacyjna. Miał już przerzuty do kości. Z dnia na dzień stracił 70 proc. świadczenia. Na życie zostało 1,5 tys.zł.

Jakie to było życie? Ewa woli nie mówić o szczegółach. Na szczęście mieli parę groszy

na koncie na czarną godzinę.

– Kiedy władzę objęło PiS, mąż był przekonany, że Kaczyński wróci do tematu. Przecież

można kopnąć mocniej…

Mąż Ewy zmarł 28 marca 2016 r. Serce,udar. Zdecydowała się na resortową emeryturę.

Wdowa ma prawo do 85 proc. Uposażenia męża. Jeszcze wtedy rodzina nie odpowiadała

za domniemane winy głowy domu, dostała więc 3,5 tys. zł.

Drugą ustawę dezubekizacyjną (– Eutanazyjną! – poprawia Ewa Macek) przyjęto

16 grudnia 2016 r.

Rentę przycięto jej do 800 zł netto. 450 zł czynsz. Do tego telefon, prąd, gaz. Opłaty

pochłaniają 700 zł miesięcznie. Praca? Próbowała.

Nas nie chcą zatrudniać. Esbeckie pomioty. Ludzie drugiego sortu. Zwłaszcza że

mamy swoje lata. Mam 61 lat. Rozumiem, co się stało. Proszę sobie wyobrazić 80-letnie kobiety. Niewiedzą, o co chodzi. I ta fala hejtu, wylewająca się z mediów. Schowały głowy w piasek.

Decyzję do szuflady, ani słowa dzieciom. Zachowywały pozory. Czekoladka dla wnusia?

Konieczna. Po pół roku wychodziło, że nie biorą leków.

Ośrodek Pomocy Społecznej? Jest o stówkę za bogata, żeby uzyskać pomoc. Dopłata

do mieszkania też się nie należy. Mieszkanie o 3 metry za duże.

Czasem wpada zlecenie na jakąś robotę. 2 razy w roku można skorzystać z resortowego

funduszu socjalnego – tysiąc złotych. W nagłych sytuacjach ratują się zrzutkami koleżeńskimi.

Do kina chodzi rzadko, tylko w dużej grupie. Bilety zbiorowe wychodzą taniej.

Urlop? Nie pamięta. Stara się nie myśleć, co będzie, gdy przyjdą choroby i bezradność.

Zresztą niema czasu na takie niekonstruktywne dumania. Została wiceprezesem zarządu wojewódzkiego Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych w Katowicach i wojewódzkim

koordynatorem ds. ustawy eutanazyjnej. Z powodu ustawy 3 osoby trafiły na ulicę. Planowały normalną starość, wzięły kredyty. Udało się znaleźć miejsca w schroniskach Brata Alberta.

W złe dni otwiera szufladę z odznaczeniami męża. Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski…

 

Ale ciągle kocha morze

2 pokoje w starym budynku na warszawskim Mokotowie. Czynsz 1000 zł. Przez lata

to nie był kłopot. Bożena Zwierzyńska nie zarabiała kokosów, ale wystarczało na życie.

W 2013 r. przeszła na emeryturę. Miała pełną wysługę lat, była oficerem.

Średnie stanowisko oficerskie – opowiada. Po trzech latach emeryturę zmniejszono

o 3 tys. zł, bo zaczynała jako sekretarka w biurze łączności. Czyli wtykała przewody we

właściwe gniazdka. Ale w SB.

– Mam 1700 zł. Czynsz, prąd, telefon…200 zł wydaję miesięcznie na leki, cierpię na

chorobę wieńcową. Jestem samotna. Nie przeżyłabym bez wsparcia córki – opowiada bez-

namiętnie.Długo się zastanawiała, czy pojechać do sanatorium. Wprawdzie pobyt finansuje NFZ,

ale trzeba się dorzucić. No i koszty dojazdu, w jej przypadku dużo, bo dostała miejsce

w Kołobrzegu. Koleżanki zrezygnowały ze skierowań.

Córka przekonała: – Jedź, tak kochasz morze…

– Potraktowali nas gorzej niż bandziorów. Przestępcom liczy się emerytury za pobyt

w więzieniu wskaźnikiem 0,7. Ci, którzy, tak jak ja, zaczynali pracę w złym momencie,

mają 0 proc. Mafiosi z Pruszkowa, z którymi walczyliśmy, mogą się z nas śmiać.

 

Przemawia czasem do raka

Mirosława Zając. Ojciec zmarł, gdy miała 7 lat. Musiała jak najszybciej iść do pracy.

Milicja Obywatelska, drogówka. Upał, słota, śnieg, a ona na skrzyżowaniach. Starała się

dobrze wyglądać. Rozpoznałam cię po nogach – śmiała się potem koleżanka.

To byłaś ty, prawda? Tramwaj zatłoczony, widziałam tylko kolana i szpilki…

Z pierwszą wypłatą przybiegła do matki. Nie, najpierw sobie coś kup. Sukienkę

może, żebyś mogła się przebrać z tego munduru…

Wybrała różowy bliźniak: bluzkę i sweterek. Pamięta, kosztowały 1200 ówczesnych złotych.

Z następnej pensji pod naciskiem matki kupiła ciepły płaszcz. Kolejne oddawała,w domu był jeszcze młodszy brat. Wyszła za mąż za pracownika kontrwywiadu. Chodził do pracy w

garniturze, wkurzał go jej mundur. Naciskał, zmieniła pracę.

Prowadziłam obserwacje, głównie osób z ambasad. Nie wiem, kim byli.

Dostawałam zdjęcia. Czym oni się interesowali, tym ja. Finansowo straciłam

na przejściu 150 zł – opowiada.

Przestała pracować w sierpniu 1987 r. Niepewna politycznie, nieprzydatna – usłyszała.

Może była za pyskata. Może zgubił ją fakt, że zmienił się szef. A może komuś przeszkadzało,

że dalszy krewny jest kardynałem? Była po rozwodzie, z dwójką dzieciw wieku 10 i 7 lat.

Inflacja szalała; gdy sąd wyrokował o podwyższeniu alimentów,wystarczało na cukierki.

Miała 23 lata pracy, wybrała emeryturę. Rak. Piersi, znów piersi, wreszcie kości i szpi-

ku. Do tego inne schorzenia. Zwierzolud – mówię o sobie. Przemawiam do swojego szpiczaka mnogiego: – Raczku, hamuj. Tyle twego życia, co mojego…

Jakie ma życie? Drugie piętro bez windy. Co 2 tygodnie szpital. Kroplówka, leki do

domu, zalecenia: Proszę się dobrze odżywiać i nie denerwować.

Emerytura wynosiła 80 proc. wynagrodzenia. Dziś spadła do 18 proc. 880 zł nie wystar-

czało ma czynsz. Opłaty wzięły na siebie dzieci. A także spłacenie kredytu hipotecznego

(1000 zł miesięcznie). Na jednego syna przepisała mieszkanie, na

drugiego działkę w Skrzeszewie. 2 tys. metrów, starorzecze, prawie jak Mazury, choć do

Pałacu Kultury 35 km. Dostała 200 zł, gdy skończyła 75 lat, z tytułu dodatku opiekuńczego. Ostatnio 500 zł ekstra, jak wszyscy inwalidzi pierwszej grupy.

Niestety nie ma opiekuna.

– Obiad? Co było dzisiaj na obiad? – pytam.

– Nie jadam – odpowiada. – Tylko kanapki.

Za to z ostatniej emerytury pozwoliła sobie na bliźniak: różowy amarant za 200 zł.

 

Częstowała cukierkami

„Grała dla niej orkiestra, na kolację za praszał burmistrz Sztokholmu. Nie żyje

Lodzia z powojennej drogówki” – zgodnie pisały media 25 sierpnia 2020 r.

Leokadia Krajewska. Koniec II wojny światowej. Matka nie wróciła z obozu

koncentracyjnego, siostra z robót w Niemczech. Miała17 lat, pracowała u szewca n

a Chmielnej. Przyjmują kobiety do milicji, jesteś wysoka, pewnie się nadasz.

Zgłoś się – poradził znajomy milicjant. Skłamała, że ma 18 lat. Dostała zielony

mundur, owijacze, podkute buty, furażerkę, zieloną i czerwoną chorągiewkę,

a także karabin. Później pistolet. Po krótkim przeszkoleniu pierwsze skrzyżowanie na rogu Targowej i Wileńskiej. Po pracy koszary na Bednarskiej.

Całą gażą był deputat żywnościowy. Na obiad kasza i śledzie…

Strzelano do niej, potrąciła ją ciężarówka, kręcono o niej filmy, pisano wiersze, śpiewano

piosenki. W 1948 r. na balu sylwestrowym przodowników pracy była gościem honorowym

i tańczyła z premierem. Legenda, symbol powojennej Warszawy.

W ostatnich latach zaprzyjaźniła się z ratownikami medycznymi. Częstowała ich cukierkami,

żeby odwdzięczyć się za pomoc, bo często wzywała karetkę. Zmarła w wieku 92 lat.

Wśród ckliwych opowieści brakuje informacji, że Leokadia Krajewska też została

zdezubekizowana. Obcięto jej emeryturę, bo gdy zaszła w ciążę, pracowała w niewłaściwym sekretariacie.

BOŻENA DUNAT

bdunat@redakcja.nie.com.pl

przypadkowe SPOŁECZEŃSTWO


Projekt i wykonanie: InforpolNET